niedziela, 8 września 2013

A weź mnie nawet nie wk***

Prawie rok w dolinie krzemowej minął - dobry moment aby spróbować coś podsumować. Więc totalnie niekompletna, otwarta i impulsywna lista rzeczy które mnie wkurzają albo i nie (kolejność bez znaczenia):

Minusy


- Rowerzyści. Sam, odkąd przeprowadziłem się tutaj, zrobiłem już parę ładnych kilometrów na rowerze i zdecydowanie częściej jestem rowerzystą niż kierowcą zmotoryzowanego środka transportu ale nie znaczy to, że nie dostrzegam wszechobecnej głupoty zatrważającej większości z nich. Odnosi się to głównie do San Francisco, gdzie rower jest bardzo popularny nie tylko jako sport ale też jako środek transportu (w Menlo Park to sport i ludzie zachowują się inaczej). Po tym przydługim początku - o co chodzi? Rowerzyści tutaj to kamikadze.
Przejazd przez ślepe skrzyżowanie, na czerwonym świetle, z słuchawkami na uszach - czemu nie.
Zatrzymywanie się na stopach albo chociaż rozejrzenie się zanim się wleci na niego z pełną prędkością? Po co (sam najczęściej nie robię pełnego stopu, ale nie zakładam że skrzyżowanie będzie puste/kierowcy mnie zauważa i przepuszczą - choć najczęściej to robią - inaczej ilość wypadków z rowerzystami była by dużo większa; chodzi tu głównie o skrzyżowania ze stopem z każdej strony, które są w większości dzielnic mieszkaniowych - każde auto się zatrzymuje i przejeżdżają po jednym na raz - dobre aby mieć bezpieczne drogi na osiedlach).
Wyprzedzanie z prawej strony aut skręcających w prawo? Czemu nie, przecież kierowca śmieciarki musi mnie zauważyć (tak zginał jeden rowerzysta parę miesięcy temu). Muszę tutaj jednak przyznać że wina w tych wypadkach może być połowiczna - przepisy nakazują, jeśli na drodze jest też wytyczona ścieżka rowerowa, najpierw zjechać na nią przed dokonaniem skrętu, aby zablokować możliwość takich manewrów. No ale duże auto nie zmieści się wtedy w zakręcie, więc nie może tego zrobić...
Światła w nocy? Zaburzą wygląd mojego hipsterskiego roweru (jest też problem dla pieszego: małe alejki w pobliżu mojego mieszkania - drzewa blokują światła od drogi a po środku leci szlak często uczęszczany przez rowery. Ludzie jeżdżą po niej szybko, nie widząc praktycznie niczego a ich samych jest jeszcze trudniej zauważyć).
Listę grzechów rowerzystów mógłbym dalej wymieniać, ale starczy już tego. A, tak swoją drogą to jak tutaj staną się popularne kamerki w autach, jak w Rosji, to wydaje mi się że internet będzie żył tymi filmikami i o wyczynach z Rosji wszyscy zapomną :-P.

- Brud i syf. Miasta w USA są brudne i ludziom syf zbytnio nie przeszkadza.

- Hipsterzy i hippisi. Jeśli miałbym się tutaj zestarzeć to wyobrażam sobie siebie jako dziadka chodzącego i mówiącego im żeby się ubrali/ostrzygli normalnie i zabrali za normalną pracę ;-). Hipisterskie umiłowanie do oryginalności robi się wkurzające gdy jedna trzecia miasta to robi. A kolejna część siedzi w parku, tocząc dyskusje o tym jak to pieniądze są złe i nikt nie powinien ich używać. Na koniec przychodzi puenta w postaci gościa sprzedającego im trawkę za parę dolarów ;-) (prawdziwe zdarzenie z tego weekendu).

- Spóźnianie. Umów się na imprezę na 5 i zobacz czy ktoś przyjdzie przed 7 ;-)

- Ceny. Życie jest tu strasznie drogie, w szczególności domy/mieszkania. Malutki dom w dolinie krzemowej, w dzielnicy gdzie nie dochodzi do strzelanin co chwila, to od $0.5 miliona w górę. Normalne to ~$0.7 miliona a większe to >$1 miliona.

- Zakaz sprzedaży alkoholu między 2 i 6 rano. Totalny. W klubach/barach też. Większość zamyka się o tej godzinie z tego powodu, ale niektóra robią coś jeszcze dziwniejszego - przed 2 AM obsługa przechodzi przez cały lokal i zbiera wszystkie niedopite drinki. WTF?

- Pogoda. W SF jest generalnie z dupy i strasznie zmienna (szczególnie w lato - to najgorsza pora roku).

- Bańka. Ludzie żyjący całe/większość życia w dolinie krzemowej mają spaczone postrzeganie świata (który i tak kończy się dla nich jakieś 50 mil od domu).

- Bezdomni. Są spokojni i nie ma jakiś większych problemów z nimi ale po prostu śmierdzą.

- Technologie i startupy. Pracując w firmie internetowej pewnie brzmi to obłudnie, ale trudno ;-). Ten rejon jest przesiąknięty technologiami - na ulicach jest np. pełno reklam/bilbordów rozwiązań cloud computing. Wszechobecne stwierdzenie "jest aplikacja do tego". Ale bardziej wkurzające są startupy które stoją za tymi "aplikacjami". 99% bankrutuje a 95% nigdy nie zrobiło ani jednego dolara (statystyki wzięta z dupy, ale pewnie wiele się nie mylę). Często zakładane są przez ludzi świeżo po informatyce na Stanfordzie nie mających większego pojęcia o biznesie (ale kończąc Stanford masz prawie gwarantowane że znajdziesz inwestorów którzy dadzą ci jakiś skromny milion na początek), którzy potem często płaczą w internecie jak to ich życie jest do dupy bo własnie przepalili parę milionów cudzych pieniędzy na pomysł który nie miał nigdy szans na generowanie dochodu i bankrutują. Cudzych pieniędzy - nie pożyczonych z banku, a zainwestowanych przez innych w zamian za udziały w firmie. Więc jeśli twój biznes bankrutuje to ty praktycznie nie tracisz nic swojego. Trochę inaczej wygląda to w normalnym świecie. No ale ten system działa - mały procent który wypali zarabia niezłą kasę i dlatego inwestorom się opłaca grać w tą ruletkę.

- Nastawienie na kasę w IT. Sporo ludzi uważa że jeśli skończyli 3 letnie studia informatyczne na dobrej uczelni to po kolejnych 3 latach powinni mieć co najmniej 2 Ferrari w garażu swojej willi. Przykład - przez lato, jak co roku, mieliśmy bardzo dużo praktykantów (którzy swoją drogą nieźle zarabiają na swoich praktykach, ale z drugiej strony dostają też prawdziwą pracę do zrobienia). Jeden z nich poruszył temat jego znajomych, z których wielu jest zainteresowanych pracą w Twitterze, który niedługo ma wejść na giełdę i jest to według nich "bardzo ciekawy okres do pracy w firmie". Nie pociągnąłem tego tematu, bo jedyną rzeczą którą byłem w stanie powiedzieć to: "Gówno prawda, liczą na zagranie na rynku akcji i dorobienie się milionów na tym. Nie ma w tym nic złego, ale przyznacie się do tego a nie gadajcie pierdół o ciekawym okresie w firmie" ;-)

- System bankowy. Pisałem o tym już parę razy. Więc tym razem krótko - jest do dupy. A właśnie, muszę wypisać czek żeby zapłacić za wynajem...

Plusy


Koniec narzekania - czas o plusach, bo ich też jest tu sporo.

- Multikulturowość. Uwielbiam to. Przebywanie w otoczeniu ludzi z całego świata to super doświadczenie które zmienia podejście do świata.

- Ruch na ulicach. Tak, ogólnie uważam że amerykanie są słabymi kierowcami. Ale oni w większości o tym wiedzą i sam ruch jest spokojny. Procentowo na drogach nie ma nawet ułamka kamikadze z Polski. W szczególności w miastach to widać - dużo mniej trąbienia i dużo więcej szacunku do innych na drodze. Jest też bardzo duży respekt dla pieszych - przykładowo jeśli jestem jedyną osobą przechodzącą przez 4 pasmową ulicę to auta które chcą w nią skręcić bardzo często zaczekają aż przejdę cała ulicę, mimo że mają wolne pasy na które śmiało można wjechać.

- Dbanie o kulturę fizyczną. Sam się też w to wciągnąłem. Olbrzymia ilość ludzi biega. Bardzo dużo jeździ też na rowerach - na popularnych weekendowych szlakach rowerowych zawsze jest spory ruch.

- Otwartość na drugiego człowieka. Jest ona jednak najczęściej płytka (genialne określenie na to z Fight Club - single serving friend).

- Motoryzacja. Oj tak, fajne są tu samochody :-). Choć przy tutejszym tłoku na drogach, ograniczeniach prędkości (które są przestrzegane) posiadanie naprawdę fajnego (czytaj drogiego i mocnego) auta mija się totalnie z celem.

- Podejście do władzy. Ludzie mają tutaj bardzo mało zaufania do rządu i traktują go z dużą rezerwą. Jest to też jeden z podstawowych argumentów za posiadaniem broni - aby stanowić równowagę dla rządu i być w stanie się przed nim bronić jak zrobić coś naprawdę głupiego.

- Jedzenie. W szczególności San Francisco to raj dla osób lubiących jedzenie. Pełno restauracji z całego świata. No i w porównaniu z Polską - ostre jedzenie jest naprawdę ostre i niepolecane dla amatorów ;-). Np. w azjatyckich miejscach, jak zamówisz coś ostrego, a nie jesteś Azjatą to najpewniej dostaniesz mniej ostrą wersję, chyba że specjalnie poprosisz o ostre jak dla Azjatów :-). A, jedna z gorszych rzeczy do jedzenia tutaj to "Polish Kielbasa" - mniej więcej śląska, ale jeszcze niższej jakości. Wstyd podać psu czy studentowi :-P.

- San Francisco. Mimo że śmierdzi, brudno i pełno hipsterów to jednak to miasto ma coś w sobie. Jestem super zadowolony że się do niego przeniosłem.

- Okolice. Jest tu naprawdę ładnie.

- Praca. Oczywiście. Ciągle mi się nie znudziła, jestem z niej strasznie zadowolony i trudno jest mi sobie wyobrazić lepszą pracę w zawodzie. Jedynym minusem jest to, że strasznie rozpuszcza więc muszę dbać o kontakt z rzeczywistością - raz na jakiś czas przypominam sobie historię albo zbieram nowe z Polski i działa to całkiem nieźle - więc jak macie coś nowego to piszcie! :-)

Plus i minus


Rzeczy które jeszcze nie wiem jak zakwalifikować.

- Obsługa klienta. Tutaj jest to naprawdę klient nasz pan i wchodząc do np. sklepu z ciuchami od razu obsługa się Tobą interesuje. Do tego są przeważnie uśmiechnięci i zaczynają gadkę-szmatkę. Ma to parę minusów - wizyty w sklepach (których nigdy nie lubiłem, więc kupuje online co się da) mogą być dłuższe przez to. Ale ma też inne "dziwne" skutki - jeden z moich znajomych z USA z zasady nie kupuje w miejscach gdzie ludzie za kasą nie uśmiechają się do niego...


Bonus


Koniec żali (jak na razie) i czas na opisy przyrody. Ale zamiast robić z bloga "Nad Niemnem" - parę fotek z okolic:

Na horyzoncie - po lewej SF, po prawej chmury na oceanem.





Widok z północy - Golden Gate Bridge bez chmur tym razem a dalej - San Francisco :-)
A to widok tydzień później z tych samych okolic - tym razem chmury schowały most (ale na północ od mostu najczęściej jest pogodnie)

Wjazd na Golden Gate Bridge od północy

Stare fortyfikacje (z początku XX wieku).

Dość dużo bunkrów/pozostałości po starych działach - nigdy nie użytych w walce.


Bez Golden Gate Bridge miasto straciło by mnóstwo uroku.

Mgła nie pomaga w oglądaniu finałów America's Cup - jak się przypatrzysz widać łódkę! :-)

3 komentarze:

  1. Melduję, że przeczytałem. Gut. Pisać częściej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. dlaczego w minusach jest brak... Bliska obecność Rzepki?? bez sensu!! :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To skandal! Jedyne możliwe zadośćuczynienie to uczynienie z tego podwójnego minusa! A wiadomo co daje -1 * -1 :P

      Usuń