sobota, 2 maja 2015

Japonia - część 3

Kōya-san

Koya to górska miejscowość, która jest prawie w całości zamieszkana przez mnichów buddyjskich. Takie społeczności są najczęściej zamknięte na świat. Ale to miejsce jest inne - dużo klasztorów prowadzi też hotele, a część z nich nawet przyjmuje anglojęzycznych gości. Był to więc oczywiście kolejny punkt na planie wycieczki.

Miasto ma 3 główne atrakcje - hotele, świątynie i olbrzymi cmentarz (ma on wieleset lat i jest na nim pochowane dużo znanych ludzi z Japonii - podobno - mi żadne nazwiska nie rzuciły się w oczy).

W hotelach/klasztorach z rana można też wziąć udział w modlitwie. Jest ona o chorej godzinie (6), ale warto zobaczyć raz. Jest to też czas, kiedy obsługa składa futony, na których się śpi. Więc, jeśli ktoś miał cwany plan wrócić spać, to niestety.

Inną ciekawostką w pokojach tam są papierowe ściany. Dosłownie. I do tego ze szczelinami, przez które można podglądać sąsiadów.
Jazda pociągiem w góry - dotarcie tam jest trochę skomplikowane - pociąg podmiejski + kolejka linowa + autobus.
Wejście do klasztoru/hotelu.
Pokój. 
Ogród przed klasztorem.
Pagoda - jest ich tam dużo.
Pierwszego dnia, gdy wybraliśmy się zobaczyć główne świątynie, zaczął padać deszcz. I bardzo dobrze! Nadał on mistyczny klimat temu miejscu - buddyjskie świątynie + wieczorny deszcz z małą mgłą + żadnych innych ludzi (przestraszyli się deszczu).

Tak, jestem za wysoki.

Wegetariańska kolacja (mnisi tam nie jedzą mięsa). Jeden z najlepszych posiłków które zjadłem w Japonii (nie, nie przerzucam się na wegetarianizm, ale to jedzenie było wyśmienite - nawet tofu, które uważam za jeden z najgorszych pomysłów na świecie).
Widok z okna pokoju. 
Mały ogród zen. 
Statuetką składa się ofiary z jedzenia.
Hipsterska kawiarnia w mieście mnichów... 

Cmentarz


Ciągnie się on przez parę kilometrów. Jest on bardzo ciekawy dla ludzi spoza tej kultury - groby wyglądają zupełnie inaczej niż w Europie. Niektóre z nich są naprawdę ciekawe...


Jedną z ciekawostek są groby korporacyjne - tutaj Panasonic.
Nissan.


Kolory jesieni.
Nie mam zielonego pojęcia, co to za grób.

 Ciekawostki


Toaleta na małysza.
Angielski w Japonii nie jest najlepszy... 
Priorytetowe miejsca w metrze. Ostatni rysunek wzbudził moją ciekawość - miejsce dla osób ze złamanym sercem? Później doczytałem, że chodzi generalnie o choroby, ale nie zgadzam się z tym. Uważam, że są to miejsca dla osób które właśnie rzuciła dziewczyna i nikt mnie nie przekona, że jest inaczej.

Różne słodycze w kształcie kotów. Bo czemu nie.


Znak przy pracach budowlanych. Dopiero po chwili zorientowałem się, że postać tutaj, to kłaniająca się osoba, które zdjęła kapelusz.

niedziela, 29 marca 2015

Japonia - cześć 2

Po spędzeniu paru dni w Tokio nastał czas na zwiedzenie reszty kraju. Jest tylko jeden dobry sposób na to:

Shinkansen


czyli japońska sieć szybkiej kolei. Znana na całym świecie z punktualności, szybkości, częstotliwości i ogólnej zajebistości. Te wszystkie przymiotniki są na miejscu - jest to niesamowita sieć kolejowa.

Jedynym problemem jest cena - nie są najtańsze pociągi. Chyba, że jest się turystą (Japonia ma dużo udogodnień dla turystów) - wtedy należy wyposażyć się w Japan Rail Pass - bilet ważny od 1 do 3 tygodni, na prawie wszystkich liniach, za ułamek ceny (1 tygodniowy bilet kosztuje tyle co bilet powrotny między Tokio i Kyoto). Ciekawe wymagania - należy go zakupić poza Japonią (dostaje się go pocztą i wysyłają tylko na adresy poza Japonią) a do aktywacji na stacji kolejowej należy pokazać paszport z wizą turystyczną. Bilet ten to była to jedna z najlepszych inwestycji.

Co do reszty - punktualność tych pociągów jest niesamowita - największe spóźnienie jakiego doświadczyliśmy to były 2 minuty, ale pociąg nadrobił to na następnej stacji. Częstotliwość jest też niesamowita - linia Tokyo - Kyoto (oddalone od siebie o jakieś 500km) - pociąg co 12 minut, a czas przejazdu - 2 godziny 10 minut na najszybszej linii. Ale niestety Rail Pass nie daje dostępu do niej...
Na tej trasie musieliśmy się zadowolić pociągami dla biedoty - kursują zaledwie co 20 minut a czas przejazdu to 2 godziny 30 minut - skandal!

W środku masa miejsca na nogi - co jest dziwne, biorąc pod uwagę że Japończycy najwyżsi nie są.

W pociągu oczywiście gniazdka elektryczne. Jedynym problemem jest internet - niektóre mają specjalne WiFi od sieci komórkowych. Ale w roamingu nie ma się do nich dostępu. Sygnał komórkowy, nawet jeśli był na trasie, to nie był używalny - sieci komórkowe nie są chyba projektowane na korzystanie z nich przy poruszaniu się 300km/h.

Popularny "lunch box"

Na stacji. Na ziemi narysowane są też miejsca gdzie należy ustawiać się w kolejce, co wszyscy grzecznie robią.

Ciekawe było też obserwowanie ekip sprzątających, gdy pociąg dojeżdża do stacji końcowej i przygotowuje się do podróży powrotnej - 5 min i pociąg posprzątany. Dzięki szybkiej obsłudze i krótkim czasom podróży jeden pociąg może wykonać kilka połączeń dziennie. Nie muszą posiadać tak dużej ich ilości aby zapewnić częste połączenia.

Hiroszima


Pociągi były fajne, ale to tylko środek a nie cel podróży. Z Tokio wybraliśmy się do Hiroszimy. Mam mieszane uczucia co do tego miasta  - jest tam olbrzymia ilość historii i tragedii, ale jakoś tego nie czułem - dużo bardziej przemawiała do mnie np. wizyta w Czernobylu.

Peace Memorial Park

Pomnik Sadako - dziewczynka która miała 2 lata w momencie zrzucenia bomby i 10 lat później zachorowała na białaczkę. Stara japońska legenda mówi, że jeśli zrobi się 1000 żurawi z origami, spełni się Twoje życzenie. Niestety - zmarła, ale jej historia poruszyła całą Japonię.

Olbrzymia ilość szkół odwiedza Hiroszimę i dzieci zawsze przywożą ze sobą 1000 papierowych żurawi.

Dzwon pokoju i szkolna wycieczka.

A-Bomb Dome - jeden z najbardziej znanych symboli Hiroszimy - nad nim wybuchła bomba. Był to jeden z niewielu murowanych budynków w mieście (miasto miało w większości drewnianą zabudowę) więc szkielet z niego ocalał. 




Żurawie Sadako


Jak wspomniałem - bardzo dużo szkół odwiedza Hiroszimę. Ale dzieci mają tam też zadania domowe do wykonania. Jednym z nich jest znalezienie obcokrajowców i przeprowadzenie z nimi krótkiego wywiadu po angielsku.

Pomijając Memorial Park, w Hiroszimie nie ma nic ciekawego.

Miejsce polecone nam poprzedniego dnia w Tokio, przez tubylców (wspomniałem o tym w poprzednim poście).

Serwują tam Okonomiyaki - rodzaj naleśnika z kapustą, serem, mięsem, jajkiem i masą innych rzeczy. Super jedzenie uliczne.

Oczywiście nikt tam nie mówił ani słowa po angielsku. Mieliśmy ubaw w obie strony - my z lokalnych ludzi, a oni z nas.

Przemieniam się w Azjatę powoli. Według testów genetycznych mam 0.1% DNA azjatyckiego, więc tak naprawdę celem tej wycieczki było poszukiwanie moich korzeni.

Prysznic na siedząco

Ciąg dalszy nastąpi...

niedziela, 22 marca 2015

Japonia - cześć 1


Przez ostatnie parę miesięcy nazbierało się trochę rzeczy o których można by napisać - czas spróbować nadrobić zaległości.

Zaległość numer jeden - wycieczka do Japonii w październiku.

Decyzja podjęta dość spontanicznie, +/- miesiąc wcześniej, sącząc piwo ze znajomą wieczorem w ogródku piwnym:
- Trzeba by się gdzieś wybrać. Może Azja?
- O, to może Japonia?
- Pasuje - nie było mnie tam nigdy. Jutro rezerwuje bilet. A pojutrze zaczynamy naukę japońskiego.

Decyzja okazała się dobra - to bardzo ciekawy kraj do zwiedzenia. Japonia ma reputację bycia dziwnym krajem - potwierdzam - jest w 100% zasłużona.

Spędziliśmy też trochę czasu ucząc się podstaw japońskiego. Język okazał się przydatny (znajomość angielskiego wśród Japończyków jest słaba - a nawet jeśli go znają to nie chcą mówić, gdyż podobnie jak w Polsce, większość osób uczy się gramatyki, czytania i pisania, ale nie mówienia), ale na przyszłość wystarczy tylko jedno słowo "gozaimasu" - jest to forma grzecznościowa, którą słyszy się co drugie słowo.

Tokio


Bezpośredni lot z SF do Tokio to ~10h. W samolocie wśród filmów była nowa Godzilla (w tej części niszczy ona San Francisco). Imigracja na lotnisku szybka i przyjemna. Potem jakieś 2h dostania się wynajętego domu (z Airbnb) i trochę błądzenia aby go znaleźć (masa uliczek a masą domów - naprawdę tam wykorzystują każdy centymetr ziemi).

Dom przy schodach po lewej. Duży jak na Tokio. 2 piętra, 2 pokoje. Z dobre 35 m^2 miał.


W Japonii w większości wypadków nie używa się łóżek a futony (taki materac, mniej wygodny, ale zajmujący mniej miejsca). W ciągu dnia składa się je i chowa do szafy, aby móc korzystać z pokoju.

Drzwi do łazienki. W samej łazience - nie można się wyprostować, ale Japończycy biorą prysznic na siedząco.
Bardzo polecaną atrakcją w Tokio na pierwszy dzień jest targ rybny - największy na świecie. Polecany na pierwszy dzień, jeśli ktoś nie może spać z powodu zmian stref czasowych.
Targ zaczyna się koło 4 na ranem, od aukcji tuńczyków, ale my pojawiliśmy się tam o bardziej normalnej 8 rano. Bardzo ciekawe miejsce + dobre (i malutkie - w środku miejsce na 8 osób) restauracje w okolicy, z naprawdę świeżym sushi.









Architektura

Tokio ma w większości brzydkie budynki. Nic do niczego nie pasuje. Świątynie obok klocków z wielkiej płyty.
Podobno jednym powodów są wysokie podatki od spadków, dzięki którym taniej jest zniszczyć budynek i zbudować coś nowego (tanim kosztem) niż przejąć go w spadku.






Japończycy nie gęsi, swoją wieża Eiffla też mają.



Olbrzymia świątyni Shakaden, która wygląda jak statek kosmiczny międzygalaktycznego imperatora. 




W oddali pałac cesarza. Zamknięty dla turystów przez większą część roku.




Noc

Tokio jest najciekawsze w nocy - dzielnice jak Shinjuku czy Shibuya to miejsca gdzie zdecydowanie należy się wybrać po zachodzie słońca.

Wszechobecne salony gier - olbrzymie, głośne, zadymione (w Japonii można palić w budynkach, ale nie można poza nimi).


W większości miejsc restauracje, sklepy, kluby, etc, są tylko na parterze. W Tokio wszystko idzie w górę - każde piętro to coś innego. Ciekawym doświadczeniem jest przejechanie się windą po każdym piętrze - czasami to inne światy - Maid Cafe (o tym później), kafejka internetowa (w Tokio znaczy to najtańsza noclegownia), sex shop, sklep z komiksami, etc.



Jedzenie w Maid Cafe. Samego jedzenia nie polecam. Ale zdecydowanie polecam wizytę w Maid Cafe - totalnie odjechane Japońskie miejsce. Dziewczyny przebrane w stroje francuski pokojówek, totalnie kiczowaty wystrój, inscenizacje taneczne do hitów J-POP (głównie AKB48 - polecam poczytać więcej o nich - zespół który ma ponad 140 nasto-/dwudziestoparoletnich dziewczyn, własne kluby, koncerty non-stop, i w paru miejscach naraz (dlatego tyle członków)). Kelnerki zwracają się klientów "mój panie", aby je przywołać należy powiedzieć "miau-miau", etc. Trudne do opisania - trzeba to przeżyć.
Nie jest miejsce z seksualnymi podtekstami, tylko kicz. Seksualność w Japonii to osobny temat i masa dziwnych rzeczy dzieje się tam (dużo z nich jest "dostępne" tylko dla Japończyków, pewnie z powodu wątpliwej legalności - Japońska kultura seksualna ma obsesje na punkcie młodych dziewczyn).

Pamiątkowe zdjęcie z Maid Cafe.


Pachinko - jedna z najpopularniejszych gier.



Skrzyżowanie Shibuya - jedno z najbardziej ruchliwych na świecie - światła zatrzymują cały ruch i setki ludzi "przepływa" przez nie.



Grill w restauracji - dostajesz surowe, przyprawione mięso i sam je grillujesz.
Aukcja mięsa w restauracji.

Lokalna speluna. Nikt nie mówił słowa po angielsku, ale aplikacje do tłumaczenia pomogły w dogadaniu się - poznaliśmy ludzi z Hiroszimy, gdzie wybieraliśmy się następnego dnia. Po 30min, z pomocą tłumaczy i map Google, wiedzieliśmy co i gdzie mam zjeść.

Inne dziwne rzeczy


Wszechobecne automaty. Co drugie skrzyżowanie, wciśnięte w każdy kąt. Głównie z napojami. I nie - nie ma już od dawna w Japonii automatów z używaną damską bielizną - zostały zakazane.

Sporo rowerów była nieprzypięta. Przestępczość jest bardzo niska w tym kraju. Podobno jednym z głównych powodów jest bardzo małe rozwarstwienie społeczne.

Restauracja pod przejazdem kolejowym, a stoliki ze skrzynek.

Plastikowe wystawy z jedzeniem przed restauracjami. 
Automat do zamówienia jedzenia, zamiast kelnera. Oczywiście ani słowa po angielsku, ale obrazki są wystarczające.

Typowe śniadanie.




Budka dla palaczy - jak wspomniałem, nie można palić na świeżym powietrzu. Ale w większości budynków można. Poranna kawa i ciastko w zadymionej kawiarni to nie jest super doznanie na początek dnia.

Kocia kawiarnia. Płaci się za czas spędzony, kiedy można się pobawić/być ignorowanym przez koty. Większość mieszkań nie pozwala na posiadanie zwierząt w Tokio, więc jeśli ktoś uwielbia koty, to jest to jedyna opcja - ciekawostka, taka kawiarnia się właśnie też otwiera w SF.

Za dodatkową opłatą można kupić jedzenie dla kotów. I co za niespodzianka - przestają Cię wtedy ignorować.





W parku była kolejka za czymś.
Uznaliśmy że też postoimy, bo dużo ludzi było i każdy robił sobie zdjęcia tam. Okazało się że to taka studnia była. Nie mamy pojęcia czemu była ona tak popularna, ale też zrobiliśmy zdjęcia, żeby nie było że nie doceniamy lokalnej kultury.


Soczewki z Hello Kitty.

Sklep ze strojami dla psów.

Dość hipsterska kawiarnia


Hotel kapsułowy. Tani - jakieś $15 za noc, w centrum Tokio. I był to jeden z droższych, gdyż akceptował ludzi mówiących po angielsku, i do tego kobiety (osobne piętro dla nich). Czysty. W cenie łaźnia z całym wyposażeniem. Rzeczy zostawia się w szafkach. Kapsuły nie mają drzwi, tylko zasłonki (przepisy pożarowe). Głównymi klientami są ludzie którzy spóźnili się na ostatni pociąg z centrum, dlatego w większość są one położone obok głównych stacji/dworców. 

Poruszanie się po Tokio

Unikaliśmy godzin szczytu, więc nie doświadczyliśmy "upychaczy" metra. Ale poza godzinami szczytu jest to niesamowicie dobrze zorganizowane miasto. Jednym problemem jest parę różnych systemów metra/pociągów więc trzeba mieć na uwadze jaki bilet się ma przy przesiadkach. 15 lat temu dla osoby z zagranicy poruszanie było pewnie dużo trudniejsze (choć mapy, jak się je już zrozumie są przydatne). Dzisiaj komórka z internetem i mapami rozwiązuje wszystkie dylematy bardzo szybko.

Losowe ciekawostki

- Udało mi się zgubić bilet raz i na wyjściu z metra kontroler znał tylko jedno angielskie słowo - bilet. Po 5 minutach średnio produktywnej rozmowy, rozstaliśmy się w pokoju
- Większość turystów to inni Azjaci. A wśród białych, zdecydowanie przeważali Francuzi.
- Ludzie biegają w długim rękawie, nawet w lat, aby się nie opalić. Opalenizna nie jest seksowna.
- Bardzo, bardzo mało ludzi nosi maski na twarzy.
- Dzieci chodzą do szkoły też w soboty.
- Bary nie są zbyt socjalne. Siedzi się we własnych pokojach, w swoim towarzystwie (najczęścięj z pracy), a drinki zamawia się na tablecie który jest na stole.
- Praca po 14h dziennie to normalność.
- Ludzie nie biorą urlopu w pracy na więcej niż kilka dni, bo jeśli firma może działać bez nich przez parę tygodni, to znaczy że są zbędni.
- Zagraniczne karty kredytowe/bankomatowe są bezużyteczne. Większość miejsc akceptuje tylko gotówkę albo japońskie karty. To samo tyczy się bankomatów - większość działa tylko z lokalnymi kartami.