wtorek, 4 grudnia 2012

Święto dziękczynienia

W święto dziękczynienia mieliśmy długi weekend w pracy (czwartek i piątek były wolne) więc ze znajomymi wypożyczyłem auto i pojechaliśmy w świat. Tym razem nie trafił się Charger :-(.


Chevrolet Impala, tym razem nie nówka (ponad 25tys mil miał na liczniku) i na rejestracjach ze stanu Waszyngton. Ale dało radę, bez przygód :-)
Auto musieliśmy wypożyczyć na lotnisku (wyjeżdżaliśmy wieczorem po pracy i tylko na lotnisku jest wypożyczalnia, która jest otwarta po godzinach urzędowych - przynajmniej z firmy w której mamy zniżkę korporacyjną) i tu taka mała ciekawostka jak "sprawnie" działa transport publiczny. Dojazd na lotnisko wymaga przesiadki z Caltrain (czyli normalnego pociągu) na BART (coś w stylu metra), co wcale takie proste nie jest :-).

BART do SFO


Caltrainem dojeżdża się do Millbrae - w niektórych godzinach jest czynny łącznik, oznaczony na fioletowo. Ale w większości przypadków trzeba wsiąść w żółtą linie, przejechać jedną stację do San Bruno tam przesiada na niebieską i jest się na SFO. W czym problem? Ano Caltrain też ma przystanek San Bruno, więc ktoś sprytny może pomyśleć - jeśli Millbrae to ten sam przystanek dla BART i Caltrain to na San Bruno będzie tak samo - odpuszczę sobie dodatkową przesiadkę i pojadę Caltrain bezpośrednio na stację San Bruno i tam wsiądę w BART. Błąd - te stacje, o tej samej nazwie, są oddalone od siebie o dobrą milę. Niech żyje transport publiczny w USA :-)


Gdzieś w drodze. W oddali widać jakieś zakłady przemysłowe, pośrodku niczego. Jeżdżąc po Kalifornii widać potęgę tego stanu - co jakieś 20-30 mil, bardzo często pośrodku niczego są własnie jakieś takie duże zakłady.

Pierwszym punktem wyprawy było Las Vegas.


Kolejka do zameldowania się w hotelu. Jak się okazało, w święto dziękczynienia, które jest jednym z bardziej rodzinnych i mniej skomercjalizowanych świąt, Vegas jest popularnym miejscem :-)

Widok z hotelu na lotnisko. 
W knajpie był konkurs na jedzenie jakiejś niebotycznej potrawy - bohaterzy i przegrani - tych drugich więcej :-)


Przez megafon mówili o ogniu piekielnym i takich sprawach.


Penn z Penn&Teller po występie - swoje kosztuje, ale warto i polecam :-)

FAT BAR :-)

Widok z pokoju w hotelu

Po prawej nasz MGM Grand, po lewej New York - New York - hotel z masą replik budynków/ulic z NY. Oprócz tego mają całkiem fajnego rollercostera - rozpędza się do jakiś 100km/h. Polecam, pętle mają niezłe :-)

"Drink Yourself Ugly!"
Super rzeczą są fontanny przed hotelem Bellagio ale zdjęcia i filmiki z nich wrzuciłem już jakiś czas temu.

A jeszcze ciekawostka - hoteli/kasyn jest tutaj wiele, ale ich właścicieli już nie jest tak dużo. Np. taki MGM ma ich chyba z dziesięć.

Z samego Vegas wyjechałem z mieszanymi uczuciami. Super miasto, żeby wybrać na występy (magicy, koncerty, etc - jest tego masa codziennie i same wielkie nazwiska) ale jeśli chodzi o imprezy to lepiej się można zabawić w Krakowie.

Kolejnym punktem wyprawy była tama Hoovera, zaraz obok Vegas.

Ruch był spory. Jak się później dowiedzieliśmy, piątek po dniu dziękczynienia (czyli kiedy tam byliśmy) to dzień, kiedy mają najwięcej gości :-)

Całkiem spora - na dole są generatory z elektrowni.


Generatory w środku. Przewodnik na wycieczce wspomniał o procedurach bezpieczeństwa jeśli chodzi o zdjęcia, po 11 września - można je robić wszędzie ;-)

Most na którym jest autostrada.

Stacje w których pobierana jest przez tamę. Widać też niski poziom wody na brzegu. W latach 80 tama prawie się przelała. Ale mają zabezpieczenia na tą okazję - paręnaście centymetrów poniżej poziomu tamy są ujścia, którymi woda wylewa się do tymczasowych tuneli w które skierowali rzekę w trakcie budowy. Aktualnie, od dobrych paru lat, poziom wody jest bardzo niski.
Na środku tamy jest granica między Nevadą a Arizoną, a także zmiana stref czasowych.


Ostatnim punktem wyprawy był Wielki Kanion. Pod koniec listopada potrafi być tam zimno - na górze kanionu jest się na płaskowyżu na wysokości ~2km. Wybraliśmy się obejrzeć wschód słońca i było wtedy jakieś -7 stopni :-).







Warto było trochę zmarznąć - naprawdę wygląda to super o wschodzie słońca - gdy kolejne części są powoli oświetlane to widać wtedy ogrom tego miejsca.

Route 66.


Dokoła nic.

Postój - automaty za kratami, ze zbrojonymi szybami. Jeśli ma to na celu ochronę kasę właścicieli, to niech najpierw naprawią oprogramowanie na nich - wrzuciłem 2 dolary i wybrałem jakąś przekąskę za 1,5 - dostałem paczkę i do tego 2 dolary reszty :-).


Śniadanie american style!


Jeden z moteli miał pady od Nintendo 64 w pokojach, ale niestety bez konsoli. Przerobione były na kontrolery do wewnętrznego systemu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz