Liczba
W USA dla banków i wielu instytucji jesteś jedną liczbą - credit score. Określa ona Twoją zdolność/wiarygodność kredytową. Mając niski score nie dostaniesz karty kredytowej (która tu jest dużo bardziej potrzebna niż w Polsce), będziesz miał problem z wynajmem mieszkania/domu, kupnem auta na raty, etc. Dlatego np. dzieciakom rodzice często dają karty kredytowe jak są nastolatkami, żeby zaczęły go sobie wyrabiać/uczyć się z nich korzystać. Bardzo dużo rzeczy ma wpływ na tą liczbę - stopień zadłużenia (wbrew pozorom 0% nie jest dobre), ile długu przenosisz na kolejne miesiące, ile kart masz, jak często z nich korzystasz, ile zarabiasz i jaki jest stosunek długu do dochodu, odmowy/akceptacje kredytów/kart. Jak masz niski credit score jedną z opcji podniesienia go jest bezpieczna karta kredytowa - działa jak normalna, ale Twoja linia kredytowa jest zabezpieczona przez depozyt, który trzeba wpłacić na początku. Jest to też jedna z niewielu opcji dla osób które dopiero co przyjechały do USA (bardzo mało banków da takim ludziom normalną kartę kredytową, nawet jeśli masz niezłe dochody) - ja też musiałem się na nią zdecydować.
Karta
Zaraz po przyjeździe wyrobiłem więc sobie kartę kredytową z depozytem - w banku powiedzieli mi, że po pół roku, jak się pojawi mój pierwszy credit score i będzie on dobry to będę mógł wystąpić o normalną (większy limit, lepsze warunki i brak depozytu). Gdy więc jakiś czas temu pojawił się mój pierwszy credit score i był on niezły skierowałem się do banku złożyć wniosek o normalną kartę. Po paru tygodniach dostałem listowną odpowiedź, że niestety nie mam prawa stałego pobytu i z tego powodu nie dostanę karty. Więc moją pierwszą myślą było - fuck you, idę w weekend pochodzić po innych bankach i spytać kto chce moje pieniądze. Jakieś 2 dni później dostałem też drugi list od mojego banku. Pogratulowali mi w nim odpowiedzialnego korzystania z aktualnej karty i poinformowali, że w przeciągu miesiąca zamienią ją w normalną kartę kredytową... Gdzie są banki tam kończy się logika...
Targowanie
Paru znajomych kupowało ostatnio auta w salonie i jest to ciekawa sprawa - podstawą przy kupnie auta jest tutaj targowanie się. Jeden ze znajomych w cenie katalogowej dostał dodatkowe wyposażenie i kredyt 0% (prawdziwe 0%). Przypadek drugiego był ciekawszy - cena w katalogu $26k. Ale w końcu jesteśmy w dolinie krzemowej, więc masz aplikację do wszystkiego - do kupna aut też - możesz sprawdzić ile inni ludzie zapłacili za takie auto w okolicy. Okazało się ze najlepszą ceną było $22k - jak powiedział o tym dilerowi, ten od razu powiedział - OK, sprzedamy Ci je za tyle. Nie jest to ostateczny koszt dla Ciebie bo masz tutaj masę dodatkowych opłat - np. opłata za sprowadzenie, nawet jeśli auto stoi u dilera, podatek (to USA - wszystkie cenny są podawane netto) i rejestracja - dodaje to ze $3k do ceny takiego auta, więc warto się targować i można to opłacić tym co się utargowało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz