niedziela, 28 października 2012

Bezdomność

Od czwartku jestem bezdomny :-). Musiałem się wyprowadzić z mieszkania w którym byłem do tej pory a do nowego mogę się wprowadzić dopiero w poniedziałek. Po doświadczeniu bezrobocia teraz czas na bezdomność.

Wypożyczyłem auto - i znowu - chciałem najtańsze, ale na miejscu dowiedziałem się, że jak chce to mogę dostać większe auto w tej samej cenie:

Też Dodge jak ostatnio, ale trochę większy :-)

Cały dobytek bezdomnego

Skrzynia biegów
No i muszę przyznać, że bezdomność mi się podoba. Rzeczy zostawiłem u znajomej na przechowanie a dalszą część tego trudnego okresu spędziłem z dala od cywilizacji, która mnie w tą bezdomność wpędziła - w parku Yosemite. Normalnie są tam tłumy, ale sezon już się kończy i było spokojnie.


Half Dome

Śnieg w Kalifornii

Bezdomny


Sekwoja

California Tunnel Tree - wycięty przez ludzi tunel w sekwoi jako reklama parku jak i samochodów



Jezioro Tenaya

Jeszcze więcej śniegu!

Ciekawostki:

  • na stacji paliw na jakimś zadupiu znajomy chciał kupić cygaro - nie mógł się zdecydować i w końcu się rozmyślił. Ekspedientka skomentowała to "ale przecież nie chce wam sprzedać nic nielegalnego". Odpowiedziałem "szkoda" i wtedy gościu który stał za nami powiedział żebyśmy się spotkali na parkingu. Podszedł potem do nas gdy byliśmy w samochodzie, przedstawił się kulturalnie i przedstawił nam swoją ofertę nielegalnych rzeczy które możemy nabyć od niego, po przystępnych cenach - to się nazywa sprzedawca, który zawsze szuka klienta! :-)
  • tydzień temu okazało się, że rower który kupiłem miał niedokręconą korbę i odpadła mi nagle w trakcie jazdy - nie polecam

środa, 17 października 2012

Praca - początki

Lubię to! :-)
Coraz więcej osób wypytuje mnie o firmę i o to jak wyglądają początki. Pracuję tutaj dopiero półtora tygodnia, ale dobra czas coś napisać.

Więc jak pracujesz w polskiej firmie to na początek wyobraź sobie firmę gdzie inżynierowie są naprawdę ważni a cała firma i jej filozofia jest zbudowana wokół tego. Więc wystarczy to wyobrażenie pomnożyć przez 10 i wtedy będziesz miał mniej-więcej obraz tego jak wygląda praca w Facebooku. Miła odmiana od polskich firm, gdzie można usłyszeć od managera, że inżynier to zło konieczne bo nie przynosi oni bezpośrednio dochodu firmie... ;-).

 

Parę ogólnych rzeczy o firmie:

 

  • Podstawowe pytanie zadawane przez wszystkich - czy mam dostęp do waszych danych? Tak, mogę mieć. Ale dostęp jest ściśle monitorowany i jakiekolwiek nadużycia to dyscyplinarka jeszcze tego samego dnia - tutaj nie ma przeproś. Użytkownicy są naprawdę ważni dla firmy.
  • Związane z pierwszym: firma jest mega otwarta - pracownicy (także świeżaki jak ja) mają olbrzymią wiedzę na temat funkcjonowania, planów, produktów i realny wpływ na nie - nie jesteś trybikiem którego ma nic nie obchodzić. No ale z wiedzą idzie odpowiedzialność: mówienie na temat niewydanych produktów/ficzerów poza firmą - za to także można zobaczyć dyscyplinarkę.
  • Głównym hasłem firmy jest "move fast" i czuć to już od początku - inżynierowie siadają do prawdziwych zadań (odpowiednio małych) już 3 dnia i w przeciągu pierwszych dwóch tygodni praktycznie każdy będzie miał już jakiś swój kod na produkcji (mój pierwszy wejdzie za tydzień :-) ).
No ale koniec suchego pisania, czas na trochę zdjęć:

Pakiet powitalny: 

 

Koszulek z różnych okazji jest tutaj masa i bardzo szybko można zapełnić nimi całą szafę.
Mój zespół daje jeszcze specjalny pakiet powitalny dla nowych: 4 fizyczne i 6 książek na kindlu - w sumie 5372 stron :-)

To koniec bezrobocia.

Kampus: 

 

Nie wszystkie budynki na kampusie są jeszcze skończone.


"The HACKER company".



Do budynków w których są inżynierowe można wejść normalnie albo przez takie schody :-).



 Jedzenie:

 

W skrócie - 2 olbrzymie stołówki (serwują śniadania, obiady i kolacje - codziennie inne menu), 2 "budki" (w cudzysłowie bo są spore) z grillowanym jedzeniem, pizzeria, knajpa meksykańska, bar, kawiarnia to tak ogólnie (pewnie o czymś zapomniałem). Oprócz tego w budynkach masa czegoś co nazywają "mikrokuchniami" - napoje, płatki, owoce, każde możliwe do wymyślenia przekąski, płatki, mleko, kawa, etc. Trudno wymyślić mi coś czego tutaj nie można dostać na kampusie do jedzenia. Gofry? Jajecznica? Zdrowy obiad? A może burger z frytkami? Burrito z ostrym sosem? Ciasto na deser? Wszystko (firma zapewnia nawet kanapki ;-) ). No dobra, chyba jeszcze bigosu nie widziałem. No i oczywiście wszystko za free (dla gości też, więc jak ktoś mnie chce odwiedzić to zapraszam :-) ).

Automaty z kawą na stołówce.
Stołówka.
Stoliki na dworze, budka z grillem po prawej a po lewej stoliki po środku których jest palenisko które, jak jest chłodno wieczorem włączają i można sobie posiedzieć w przyjemnym ciepełku :-).
Przykładowa mikrokuchnia.

Wnętrza:

 

W supporcie IT czekając na upgrade pamięci w laptopie mogłem sobie pograć na olbrzymim ekranie w Angry Birds. A sama procedura wygląda tak: "hej, potrzebuje więcej pamięci w laptopie", "ok, daj laptopa - za 5 min będziesz mógł go odebrać".

Jeden z lajtroomów - w tym leży masa gier planszowych jakby ktoś chciał pograć.

Niektórzy lubią pracować i chodzić równocześnie - jest i na to sposób.

Open space czekający na sprzęt i nowych pracowników.

Przy ścianie widać słynne maszyny ze sprzętem. Potrzebujesz zasilacz, klawiaturę i baterie? A może słuchawki, myszkę i pendrive? Przykładasz swój identyfikator, wybierasz numer i jest. Za darmo oczywiście.

A to akurat zaraz obok mojego biurka (położenia biurka jest tymczasowe - na bootcampie wszyscy siedzą razem, potem to gdzie będę siedział zależy od teamu w którym będę pracował)
Opisanie tego jak wygląda firma w środku jest bardzo trudne - każda część jest inna, z różnymi dekoracjami, malowidłami na ścianach, etc. Zależy to głównie od inwencji artystycznej ludzi którzy tam siedzą. A i zwiedzić cała firmę to też wyzwanie - ja na razie zobaczyłem tylko małą część budynku w którym sam siedzę, a budynków jest chyba 6 czy 7 teraz. Jest za to podstawowa zasada - nie ma biur (no, może tylko najwyżsi managerowie mają biura, choć nie jestem pewien - wiem tylko że Mark ma biuro :-) ) - biurka są na open space. I nawet to działa - jest na nich (najczęściej) dość spokojnie i cicho. Ale jak ktoś chce to zawsze można się zamknąć w jakimś małym pokoju konferencyjnym, albo cały team przenieść do war roomu i tam siedzieć jak zbliża się ważne wydanie. Albo wziąć komputer i pójść np. do kawiarni czy na jakąś sofę i tam pracować. Co kto lubi i jak mu wygodnie.

Parę luźnych uwag:

 

  • Na kampusie jest dostępny alkohol. Oczywiście też za darmo. Przed pomieszczeniem na którym było spotkanie pracowników z Markiem rozdawali piwa na wejściu. Jest więc beerpoint, tylko trochę lepszy ;-)
  • Ludzie w firmie są z całego świata (z osób które teraz przyszły do mojego teamu chyba nie ma nikogo z USA - Włochy, Anglia, Izrael, Iran, Chorwacja i parę innych krajów - ale to szczególny moment - właśnie wystartowały tegoroczne wizy H1B) w różnym wieku, ale przewaga młodych (choć tu mój team wygląda trochę inaczej - ludzie raczej parę lat starsi). 
  • Praca tu wręcz wymaga poznawania innych pracowników na każdym kroku - połowy imion ludzi których poznałem już nie pamiętam ;-). A masa kolejnych ludzi po poznania - pracowników mają już parę tysięcy.
  • Pogoda ciągle super i na rowerku się bardzo przyjemnie i szybko dojeżdża :-).
To na początek chyba tyle. Na temat tego jak mi się tutaj pracuje, ile czasu spędzam w pracy (oraz ile na pracy bo to bardzo różne rzeczy ;-) ) będę mógł powiedzieć więcej po jakimś czasie. Z tego co widzę to zapowiada się dużo lepiej niż się spodziewałem - a oczekiwania miałem naprawdę spore :-).

wtorek, 9 października 2012

Dojazdy do pracy

W niedziele niestety musiałem oddać Chargera (w 2 tygodnie zrobił ponad 2400 mil więc nie nudził się) i trzeba było opracować alternatywną strategię dojazdów do pracy. Są busy firmowe jeżdżące z różnych części zatoki, ale w moim aktualnym bezpośrednim sąsiedztwie nic nie ma (najbliższa stacja to jakieś 20-30min piechota). Szybkie kupno auta jest trudne więc wybrałem rower. Ścieżek rowerowych albo osobnych pasów jest tutaj pełno (na mojej trasie jadę po nich przez jakieś 95% czasu) a ruch rowerowy na nich jest o dziwo bardzo mały. Dziwi mnie to strasznie bo przy ich pogodzie teraz (rano i wieczorem wystarczy bluza do pełnego komfortu - nie jest za zimno ani za ciepło) można przyjemnie popedałować. Na kampusie firmy są też rowerownie, prysznice jak ktoś się bardziej zmacha, szafki do zostawienia rzeczy, warsztat rowerowy więc nic tylko jeździć.

Do roweru dokupiłem błotniki - zobaczymy jak się będą sprawdzać gdy w zimę będzie padać.

Roadtrip - Oregon 3

Dzień 5.

Przejazd oceanem - długo i bez większych atrakcji, choć miejscami droga była malownicza.

Plan ewakuacji w wypadku tsunami.



Kostki brukowe z nazwiskami żołnierzy z tego rejonu którzy zginęli w różnych  walkach.

Przy robotach drogowych nie stosują świateł do kierowania ruchu. Używają flaggera. Czyli z dwóch stron stoi ktoś z krótkofalówką i znakiem stop w ręce. Oprócz tego często wahadłowo jeździ samochód pilota który kieruje ruch.




Tym razem na obiado-kolację zdążyliśmy bez problemów. W restauracji wzięli nas za Niemców - poprzednio ktoś mnie się pytał czy jest z Kolorado. Chyba będę mówił że jestem Niemcem z Kolorado - ciekawe czy uwierzą ;-). A na obiad polecane przez Burnejke stejki - rozmiar oczywiście amerykański - trochę więcej do zjedzenia niż poprzednie ciastka :-)

Dzień 6.

To już niestety powrót. Po drodze jeszcze park narodowy Redwood, znany z http://pl.wikipedia.org/wiki/Sekwoja_wieczniezielona - najwyższe żyjące obecnie drzewa, niektóre mają po 2000 lat (choć średnia to marne 800).


W oddali widać człowieka dla porówniania :-)



Golden Gate bez mgły i chmur - podobno nie jest to codzienność :-)

Ciekawostki

  • W USA wszystko jest duże - porcje, samochody, ludzie, etc. Baterie też ;-)

środa, 3 października 2012

Roadtrip - Oregon 2

Dzień 3.

Każdy dzień zaczyna się w motelu/hotelu.


Motel. Wszystkie wyglądają prawie tak samo

Kolejny dzień to przejazd przez pustynne tereny w Oregonie.

Zaparkować tylko i można się wprowadzić ;-)

Painted Hills na terenie wykopalisk archeologicznych. Wygląda bardziej na Marsa niż Ziemie.





Wszelkie znaki bardzo fajnie wyglądają tutaj. Chyba mam nowy fetysz ;-)



Clarno Unit. Także część tych wykopalisk. Oprócz paru drzewek to już niezła pustynia.




W całych stanach tysiące dróg czeka na adopcję :-). Zbieranie śmieci na drodze w zamian za informację o tym na znaku

Nic
Multnomah falls

Wieczór w Portland - największym mieście Oregonu. Nocleg mieliśmy poza centrum więc poszukaliśmy informacji o transporcie publicznym. Okazało się, że mają tramwaje (z całe 4 linie) a w internecie twierdzili, że raczej nikogo w nich nie zabijają więc wybraliśmy się do miasta. 20-21 i pusto. Bardzo mało osób, większość rzeczy zamknięta. A gdy Mateusz zaczął mówić jak to dużo mniej jest tu śmierdzących bezdomnych niż w San Francisco to chyba można się domyśleć do jakiej dzielnicy doszliśmy ;-).Wcale nie ma ich mniej i nie są mniej śmierdzący ;-). Podsumowując - miasto nudne i według mnie nie warte odwiedzenia w celach turystycznych.

Rzeka Columbia przed Portland
Pierwszy hotel w którym nie było Biblii ale nauki Buddy :-)

Dzień 4.

Po drodze zobaczyliśmy działanie policji drogowej w USA na żywo. Na autostradzie minął nas ścigacz - jechał może 140km/h, jakieś 30 ponad limit. 2 minuty później zobaczyłem z tyłu światła policyjne z tajniaka (też Charger swoją drogą) - zwolniłem mu pas i pojechał dalej. Kolejne 2 minuty później już go widzieliśmy na poboczu, razem z motocyklistą.

Cel dnia to St. Helens (góra Świętej Heleny), znana z wybuchu znajdującego się tam wulkanu w 1980 (do dzisiaj jest ciągle aktywny). 


Większość terenu jest zamknięta. Jest wyznaczone parę szlaków ale trzeba mieć wykupione bilety/pozwolenia.

Główny punkt obserwacyjny to Johnston Ridge Observatory. W środku było kino z filmem o wulkanie - po projekcji ekran się podniósł i przez okna było widać górę - super wrażenie.

Wizualizacja eksplozji

Osoby które zginęły w skutek wybuchu.
Na górę można wejść, technicznie jest dość prosta, ale w sezonie wydają tylko 100 pozwoleń dziennie, które trzeba rezerwować wcześniej, etc. Może innym razem. Ale trafiliśmy wyjątkowo z pogodą - już od 2 tygodni powinno być brzydko i lać cały czas. A ciągle było słonecznie, więc jedna z dwóch firm organizujących przeloty helikopterem nad wulkanem nadal działała :-). Znaleźliśmy dodatkową osobę żeby obciąć koszty (jakiś Azjata niezbyt mówiący po angielsku) i po opróżnienia konta z jakiś $200 byliśmy już na lądowisku :-).

Przylot poprzedniej grupy

Tankowanie i wyważanie

Radość ;-)


Bubble windows
Skała (po lewej stronie) widoczna w tym jeziorze została wyrzucona przez wybuch


Krater 
Te białe chmury to popiół.

Krater


Radość 2 ;-)
Jezioro do dzisiaj CAŁE wypełnione przewróconymi drzewami, dlatego nie wygląda jak jezioro.
Pogodę i warunki mieliśmy chyba naprawdę dobre bo nawet nasz pilot robił zdjęcia (oczywiście iphonem, bo jakże by inaczej w USA). Swoją drogą był on z Niemiec - dowiedziałem się o tym dopiero po locie. Szkoda, bo zawsze można by zagadać i spytać się o loty nad Warszawą kiedyś tam w XX wieku ;-).

Cała góra zajęła nam dużo czasu i gdy dojechaliśmy na kolejny nocleg w małej mieścinie wszystko już się zamknęło. W samochodzie do jedzenia została nam tylko paczka ciastek - po jakieś 10 na głowę. Super na obiado-kolację ;-). Ale warto było.

Ciekawostki

  • W telewizji przy śniadaniu widzieliśmy informację, że w przyszłym roku może być kryzys na rynku bekonu w stanach! A kto jest winny? Europa? Dokładnie! Tak twierdzili w programie :-)
  • Pracy w IT chyba faktycznie jest tutaj sporo - w radiu jako reklamę słyszeliśmy ofertę pracy dla grafika/designera stron.
  • Na parkingu sklepu stał pickup, ale z przykrytą paką od góry. W pace leżały zakupy i siedziało parę dzieciaków. Mama zamknęła pakę, zapakowała resztę dzieciaków do środka samochodu i pojechała. Niech żyje bezpieczeństwo ;-).
CDN.