niedziela, 10 lutego 2013

Half Moon Bay na rowerze

W ramach leczenia kaca po piątkowej imprezie w sobotę wybrałem się na przejażdżkę rowerową. Cel dość ambitny - ocean, a konkretniej Half Moon Bay - super miejsce, bardzo popularne wśród serferów (wśród pływaków mniej - za silne fale i w ogóle ocean w tej części Kalifornii nie sprzyja kąpielom). Trasa (pogląd - http://goo.gl/maps/Y7DTl) to jakieś 75 km w obie strony, ok. 4h jazdy, parę wzniesień (trzeba przebić się przez góry otaczające dolinę krzemową aby dostać się do oceanu) - w sumie z jakieś 600-700m wspinaczki w pionie w ramach całej trasy.

Dobrze leczy kaca :-)

Duża część trasy leci wzdłuż autostrady 280 (widać ją w oddali). Droga biegnąca wzdłuż niej ma wydzielone szerokie ścieżki rowerowe i praktycznie zero ruchu samochodów. Za to rowerzystów naprawdę sporo :-).


Przebijanie się przez góry już tak przyjemne nie jest - raz - jest stromo i super męcząco :-). Dwa - wąska droga, duży ruch i w większości brak ścieżek rowerowych.


Half Moon Bay

Fale były spore.





Same szimanochy :-). Teraz z pedałami z zatrzaskami - super wygodne, choć trzeba się przyzwyczaić i wyrobić odruchy do wypinania. Bez przekręcenia stopy w bok but zostaje na pedale i jak się o tym zapomni to można spotkać się z ziemią (jeszcze nie udała mi się tak sztuczka, ale powoli - pracuję nad tym).
Buty (oczywiście też szimanochy) z zainstalowanymi zatrzaskami - do chodzenia się nie nadają.



Tutaj ludzie mają inne problemy niż w Polsce - trasa ewakuacji na wypadek Tsunami.

Mandat za niezapięcie pasów - minimum $142. Śmieszne mają tutaj kwoty na znakach (np. za nieuprawioną jazdę po autostradzie pasami dla samochodów z większą ilością osób, też są mandaty i kwota na znakach to chyba $481). Podejrzewam, że liczą że przy płaceniu mandatu zaokrąglisz i dorzucisz napiwek dla policjanta ;-).




A Half Moon Bay ma też dla mnie lekko symboliczne znaczenie - mniej-więcej rok temu, siedziałem dokładnie na tej samej plaży, po spędzeniu pierwszych 20h w USA i czytałem książkę o Pythonie, w ramach ostatniej powtórki przed rozmowami kwalifikacyjnymi na miejscu, które miałem następnego dnia rano. Teraz, prawie rok później, jest to dla mnie punkt na wycieczki rowerowe w ramach leczenia kaca po imprezie z okazji 9 urodzin Facebooka. Życie się zmienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz