Super bowl, czyli finał rozgrywek w futbolu amerykańskim odbył się w zeszłą niedzielę. Jest to jedno z największych świąt w USA - gdzieś czytałem, że pod względem ilość spożywanego jedzenia jest to drugie święto, zaraz po święcie dziękczynienia. A piwa to chyba pierwsze :-).
Ludzie albo zbierają się w domach na imprezach albo idą do knajp. Ja się wybrałem do knajpy - była pełna.
Knajpa typowo sportowa - wypełniona telewizorami - z mojego miejsca widziałem 5 czy 6. Ciekawostka - jeden z nich miał ~10s przewagi nad innymi jeśli chodzi o transmisję, więc go wyłączyli po jakimś czasie, aby pozbyć się efektu w którym najpierw krzyczy część kanjpy, przestają a potem reszta zaczyna :-).
A sam Super bowl - dłuuuuuuuuugi - zaczął się o 3:30 a skończył ~8:00. Mecz ma 4 kwarty po 15 minut, z tym że zegar jest dość często zatrzymywany w trakcie gry na restarty. Z samej rozgrywki robi się może maks 2h. Reszta to reklamy (jest ich olbrzymia ilość - w trakcie samego meczu są zarządzane specjalne przerwy tylko na nie), występ w przerwie, etc. No i jeszcze teraz w trakcie meczu była awaria prądu na stadionie (wysiadła połowa oświetlenia) - mecz był wstrzymany na jakieś 40 min.
W meczu grali "nasi" - San Francisco 49ers. Ale przegrali - dość szybko stracili masę punktów, później odrobili i na 1:30 min przed końcem mogli wyjść na prowadzenie. Emocje były więc dość spore. Ale za długie to wszystko i za dużo reklam. Choć reklamy miały swój plus - pierwszy raz oglądałem futbol, więc w trakcie przerw czytałem zasady na telefonie :-).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz