środa, 28 listopada 2012

Polityka

Parę tygodni temu zakończyły się wybory prezydenckie. Mitt Romney, kontrkandydat Obamy, opowiadał się między innymi za ograniczeniem funduszy na PBS (telewizja publiczna w USA), która produkuje Ulicę Sezamkową. W trakcie kampanii była to dość istotna sprawa, mnóstwo memów w internecie, etc. No ale Romney przegrał i Ulica Sezamkowa pewnie przeżyje. Dlaczego piszę o polityce, którą jak większość wie, od paru lat się nie interesuje?

Dzień po ogłoszeniu wyników mieliśmy w firmie wewnętrzny pokaz jakiejś nowej funkcjonalności. Pokaz na żywo robił jeden z dyrektorów na swoim koncie, na sali większość inżynierów z firmy, bigscreen, itp. A tutaj nagle na jego streamie pokazuje się obrazek, zamieszczony przez jakiegoś znajomego:


Niezależnie od poglądów politycznych całą sala miała niezłą uciechę, a sam pokaz był chyba najlepszym odkąd tutaj pracuje :-).

Pogoda


Prognoza pogody nie zapowiada się najlepiej - dzisiaj w ciągu dnia nieźle padało, ale udało mi się, całkiem przypadkiem, trafić z przejazdami rowerem na momenty w większości bezdeszczowe. Chyba będzie więc okazja dokończyć parę postów na bloga...

PS. Temperatury na screenshocie są w "normalnych" stopniach.

poniedziałek, 19 listopada 2012

Kino

Już wiem czemu w USA narzekają na piractwo i na to że ludzie przestają chodzić do kina... Przychodzi się do kina jakieś 2h wcześniej, kupuje bilet a potem szuka kolejki. Byliśmy w 3 poziomowym centrum i nasza kolejka na Skyfall (premiera w USA jakieś 2 tygodnie po premierze w PL - niezbyt częsta sprawa :-) ) była na poziomie zerowym.

Kolejka była dużo dłuższa niż widać

Dlaczego stoi się w kolejce? Bo rezerwacja miejsc jest tutaj podobną rzeczą jak przelewy elektroniczne - nikomu nie potrzebną fantazją europejskich komunistów. Więc jeśli chce się usiąść obok siebie, na dobrych miejscach to trzeba swoje odstać :-). Jak wspomniałem - nasza kolejka była na poziomie zerowym - poziom wyżej kasy i kolejne kolejki, a wejście do kina na kolejnym. Więc co się dzieje dalej? Na jakieś 10 minut przed startem seansu zaczynają sprawdzać bilety - na czele kolejki jest kontroler biletów - odrywa kupon od biletu i możesz iść do wejścia.Wspomniałem już że przechodzi się najzwyczajniej w świecie przez centrum handlowe i podąża do normalnego wejścia (gdzie też zerkają albo i nie na bilet), do którego można się najzwyczajniej w świecie też udać nie stojąc w kolejce? Jeśli się wybiorę jeszcze raz to wtedy zhackuje system ;-). Usadzanie się trwało z dobre 15 minut (wyprzedane wszystkie bilety na seans), jakieś 20 minut trailerów w międzyczasie i można obejrzeć film (plus za brak reklam). Więc ... w mieszkaniu mam projektor, dużą ściane i kina mam gdzieś ;-).

Wesele w centrum handlowym. Co kto lubi.

Super :-)

Menlo Park

Menlo Park, w którym mieszkam, nie jest tak dobrze znanym miastem jak inne z którym graniczy - Palo Alto, uznawane za centrum dolina krzemowej. Sama dolina przypomina Śląsk - niekończące się miasta, graniczące jedno z drugim. Tylko miasteczka mniejsze, głównie z jednopiętrową zabudową. Menlo Park ma trochę ponad 30 tysięcy osób. Jest to też jedno z najlepiej wyedukowanych miast w całych stanach - 70% mieszkańców ma wyższe wykształcenie (wizy H1B mają pewnie w tym ma swój udział :-) ). Samo miasteczko jest dość spokojne (w Palo Alto dzieje się więcej) i przyjemne do życia.

Jesień
Szkoła. Większość doliny krzemowej słynie ze świetnych szkół i jak ktoś ma dzieci to wybierając dom to zawsze patrzy na szkoły w okolicy


Centrum

Centrum

El Camino Real - droga ciągnąca się przez centrum miast, przez całą dolinę. Z tego względu co chwila są jakieś światła (zmiany świateł tutaj są długie - czasem można czekać po parę minut) więc dalsze przejazdy robi się autostradami - 101 od północy albo 280 na południu - otaczają one dolinę.
Stacja Caltrain Menlo Park




Park przy Community Center a w nim duże pole służące za boisko, skatepark, boiska do koszykówki, korty tenisowe, boisko do baseballa, basen niekryty (czynny) i parę innych atrakcji.


A pogoda spoko - w ciągu dnia 15-18 stopni (w nocy jakieś 8-10). Wieczorami ostatnio trochę padało ale się uspokoiło. Ale dziewczyn w bikini nie ma, nie ta część Kalifornii - oszukali mnie!

sobota, 17 listopada 2012

Koniec imprezy!

Palo Alto i okolice University Ave w piątek wieczorem to nie takie złe miejsce - knajpy zapakowane ludźmi (znaleźć miejsce nie stojące po 10 to trudna sprawa). Kluby z muzyką i parkietem też są pełne. Aż się Kraków przypomina. Ale jedna rzecz inna niż w Krakowie - kończenie imprezy. Godzina 1:40 - nagle kawałek przerwany w połowie, zapalone światła i koniec imprezy - wszystkim dziękujemy. 5 min później klub już był pusty. A przed wejściem ochroniarze machający latarkami i nakazujący ludziom się rozchodzić i nie stać przy wejściu. Do tego wszystkiego 3 radiowozy policyjne - tak po prostu (stały tam też jak wchodziliśmy - nie wiem czy to codzienność w piątek - przekonam się ;-) ).
Klub zaraz po zamknięciu
Z innej beczki - dzień przed hackathonem miało miejsce Diwali - ważne hinduskie święto. Parę osób "zhackowało" takie coś:


poniedziałek, 12 listopada 2012

Buzz Aldrin jest zawiedziony



Powolna stabilizacja

Jeden z pierwszych spokojnych weekendów w dolinie za mną. Parę ciekawostek:

- Caltrain (pociąg podmiejski między San Francisco a San Jose) to nie jest niemiecka czy japońska kolej - bardziej polska jeśli chodzi o punktualność ;-). Na moje dotychczasowe 4 przejazdy, 3 razy był opóźniony o jakieś 15-20min.

Stacja Caltrain w Palo Alto - jakieś 5-7min na piechotę od mieszkania (z niej też odjeżdżają firmowe busy, zsychronizowane z każdym pociągiem, więc jak ktoś dojeżdża pociągiem to bus już zawsze na niego czeka). Caltrainy nie są zelektryfikowana
- Caltrainy to ciekawe miejsca żeby poznać ludzi - można spotkać typowych amerykanów (jeśli chodzi o stereotypowe wymiary). Ostatnio spotkałem gościa, który wyglądał (i zachowywał się) podobnie jak Leo z Różowych lat 70-tych. Z komórki z ery Nokii 3310 czytał sobie na głos jakąś popularno-naukową książkę o fizyce i co każde zdanie mówił: "wow! man!", "amazing!", etc. A, i miał trąbkę jeszcze ze sobą - całe szczęście nie grał na niej :-)
- W niedziele postarzałem się o rok i spotkaliśmy się z Olą i Michałem w przyjemnej meksykańskiej knajpce w Palo Alto, gdzie spędziliśmy wieczór popijając margaritę z najróżniejszymi rodzajami tequili - polecam :-)

A w pracy gdyby ktoś się pytał to nadal super :-). Skończyłem już bootcamp i wybrałem team w którym będę pracował (reklamy - od strony infrastruktury super interesująca sprawa). No a sam wybór teamów tutaj to naprawdę niespotykana sprawa - to Ty jako inżynier wybierasz gdzie chcesz iść a teamy próbują Ci się sprzedać na różnych prezentacjach, abyś wybrał właśnie ich (oprócz tego firma też w różnym okresie ma różne priorytety, które fajne uwzględnić przy decyzji, ale wcale nie znaczy to, że można iść tylko do teamów na które aktualnie jest nacisk).
W środę mamy engineering summit z firmy (czytaj: bierzemy inżynierów z firmy, robimy różne wykłady z różnych teamów i dajemy piwo) a potem mój pierwszy hackathon (czyli nocka firmie spędzona na robieniu czegoś innego niż się robi codziennie - prototypy jakiejś nowej funkcjonalności, którą uważa się za fajną, poprawienie bugów które wkurzają, budowa jakiegoś softu w ogóle nie związanego z firmą, budowa jakiś sprzętów, zmiana wnętrz w firmie - co kogo kręci i do czego uda się znaleźć innych ludzi którzy uważają "to jest cool, zróbmy to"; aha, no i piwo). Hackathony mają długą tradycję tutaj i firma przywiązuje do nich dużą wagę - bardzo dużo funkcjonalności na stronie zaczynała jako projekt na hackathonie. Dużo ciekawych rzeczy które jest na kampusie - też :-)

Rower v2.0

Większość osób korzystających z facebooka pewnie już słyszała (a kto nie korzysta, to niech zacznie :-) ) w zeszłym tygodniu w nocy mój rower zmienił właściciela. Ogólnie to spoko, popieram przepływ towarów, ale lubię gdy obie strony uzgodnią warunki umowy. Mniej popieram swobodny przepływ towarów, gdzie jedna strona jest niepoinformowana a druga dysponuje nożycami do kabli (czyli w skrócie: za*ebali mi przypięty rower z parkingu podziemnego w nocy). No ale szit happens, ten rower i tak był pechowy. W niedziele zaopatrzyłem się już w nowy - ten już będzie nocował zawsze w mieszkaniu :-)
Tym razem rower bardziej drogowy - przez parę poprzednich tygodni nakręciłem się trochę na jazdę i parę razy już myślałem o tym, że może źle zrobiłem kupując zwykły a nie drogowy. No więc spróbujemy.
O tym, że mój rower zmienił właściciela słyszała też już policja (zgłoszenia takich rzeczy robi się online, potem dostaje się potwierdzenie, a dzisiaj jeszcze w skrzynce znalazłem ulotkę o prawach osób poszkodowanych) a także 52 tysiące osób mieszkających w okolicy, średnio po 5 razy, za pośrednictwem reklam na facebooku (każdy pracownik dostaje kredyt na $250 do wykorzystania na reklamy - czemu więc nie spróbować). Nadziei na odzyskanie nie ma (jak się dowiedziałem, kradzieże rowerów to niestety częsta sprawa tutaj) ale spróbować zawsze można.

niedziela, 4 listopada 2012

SF

W sobotę miałem chyba pierwszą okazję od przylotu tutaj aby spróbować pożyć, więc odbyła się pierwsza próba spożycia piwa ze znajomymi w San Francisco. Test wypadł pomyślnie, ale dla pewności trzeba będzie go powtórzyć jeszcze wiele razy, aby uzyskać statystycznie znaczącą próbę :-). No i pogoda teraz jest super i zbliża się chyba do rekordów na listopad. Wieczorem w SF można było chodzić spokojnie w krótkim rękawku - podobno nawet w lato jest z tym problem.

Dwaj goście z bumboxem przed knajpą

W USA wszystko jest duże tylko nie piwo :-(
Ciekawostka: następnego dnia dowiedziałem, że knajpa w której byliśmy jest znana jako miejsce w którym zaczął się ruch bitników.

Koniec bezdomności

No i nie jestem już bezdomny - udało się podpisać umowę, dostałem klucze i większość mebli zakupiona.

Moje zajęcie w Hallowen w tym roku :-)

Trochę lepiej już jest
Urządzenie się tutaj trochę kosztuje, ale całe szczęści było już po pierwszej wypłacie - dwutygodniówki no i na prawdziwym, fizycznym drukowanym czeku (kolejne już powinny być elektronicznie przelewem, ale zobaczymy jako to z ich systemem bankowym - jak w banku mówiłem bankierowi że w Polsce nie mamy czeków to spytał się mnie: "to jak płacicie np. za wynajem mieszkania?"; jak mu opowiadałem o elektronicznych przelewach bankowych to patrzył na mnie trochę jak na kosmitę i pewnie nie do końca wierzył że to może działać ;-) ). No a w mieszkaniu parę kolejnych zakupów czeka jeszcze na kolejną wypłatę :-).